Dokument świetnie oddaje klimat i w sumie bez ogródek pokazuje niektóre kłopotliwe sytuacje takie jak "podchmielenie" Al Jarreau, olbrzymią tremę, zakłopotanie Boba Dylana i to w jaki sposób Quincy Jones i Stevie Wonder mu pomogli. Nie wiem co w tym towarzystwie robił Dan Aykroyd :D + olbrzymia szkoda, że Prince jednak olał sprawę, czy jak to tłumaczyli, że "unikał tłumów". Widać, że M.Jackson , L. Richie i Q.Jones to byli tytani pracy i perfekcjoniści. To oni sprawili, że tak szalona koncepcja doszła do skutku tej jednej nocy.
Dan był tam pewnie z powodu Blues Brothers (i był też wtedy bardzo popularnym celebrytą/aktorem za sprawą chociażby SNL i Ghostbusters)
Trafiłem na jego wypowiedź z 2009 roku odnośnie tego tematu: "Totally by accident. My father and I were interviewing business managers in LA and we walked into this office of a talent manager, and realized we were in the wrong place. I was looking for a money manager, not a talent manager. I had managed myself at that time and always have. But he said, so long as you are here, would you like to come and join this "We are the World" thing.
I thought how do I fit in here? Well, we did sell a few million records with the Blues Brothers and in my other persona I am a musician, so I showed up and was a part of it but it was totally by accident."
Gdy pierwszy raz zobaczyłam teledysk (jestem już dzieckiem lat 90) to pierwsze o czym myślałam, to to, że Dylan wygląda jakby był tam za karę. Dopiero podczas seansu realnie dotarło do mnie (mimo, że mam świadomość, ze Dylan to Artysta charakterystyczny i dla mnie legenda), jak bardzo nie ma umiejętności technicznych. Dodatkowo super to widać jakie wielkie umiejętności ma większość zebranych tam gwiazd, jak świetnie "czują" to co robią.. a jak nagrywają Springsteen, Loggins, Perry i Hall to jest po prostu 100 % połączenia talentu i perfekcji ! Szkoda tej laski którą zaprosili tylko dlatego, że zna Prince.. właściwie każdy tam wiedział, że się nie zjawi ale się łudzili (a to jednak chyba zbyt alternatywny człowiek na takie kooperacje które poza treścią wokalna mają jeszcze ten cały Amerykański Czar).
Dodam jeszcze, że w napisach końcowych jest sporo więcej nazwisk współtworzących, w tym większość rodziny Jacksona. Możliwe, że dogrywali chórki w postprodukcji, gdy Quincy uznał, że jest za słabo lub nie do końca czysto